Amalio wrote:Prawo jest prawem i winno być przestrzegane, ale jak sam zaznaczyłeś chodzi o dokumenty które można zanieść do tłumacza przysięgłego, a nie latać z kimkolwiek po urzędach. To tylko świadczy o tym czy jest się frontem czy dupą do klienta co z resztą potwierdza zacytowany przeze mnie na poprzedniej stronie artykuł.
Generalnie się z Tobą zgadzam, no ale póki nie ma oficjalnego wymagania znajomości angielskiego, nie mamy się czego czepiać.
Dość dawno temu (jakieś 10 lat) miałem sprawę do załatwienia w Niemczech. Rozpocząłem rozmowę w języku angielskim, na co pani odpowiedziała mi po niemiecku. Coś tam w tym języku rozumiem, ale mówię słabo, więc kontynuowałem w angielskim, odpowiedź znów otrzymałem w niemieckim. Mimo że sprawa była dość poważna, cała sytuacja nieźle mnie rozbawiła.
Innym razem pracował u nas na kontrakcie pewien Niemiec. Dogadywaliśmy się w sprawach zawodowych po angielsku przypuszczając, że nie zna polskiego. Ale kiedyś w jego obecności toczyła się rozmowa w języku polskim, nie związana z pracą. Jakże się zdziwiliśmy, gdy ów Niemiec włączył się do rozmowy (po angielsku) - okazało się, że przed rozpoczęciem kontraktu uczył się podstaw polskiego - rozumiał, tylko mówienie przychodziło mu z trudem i po polsku nie gadał, bo się wstydził. Ale wykazał się szacunkiem i dla siebie i dla nas.
Ktoś, kto przyjeżdżając do Polski nie nauczy sie przynajmniej podstawowych zwrotów, IMO nas lekceważy. I chyba ma rację, bo my sami siebie nie szanujemy.
Bóg dał nam Internet, a diabeł Neostradę.